Ale to już było… Czyli, co kręcą w Hollywood

Ale to już było. I nie wróci więcej? Nie w Hollywood. Tam kierują się raczej przysłowiem: nie zabija się kury znoszącej złote jajka… Całkiem niedawno premierę miał film „Piękna i Bestia” z Emmą Watson w roli Belli. Filmu jeszcze nie widziałam, ale z licznych opisów i recenzji wiem, że jest to wierna adaptacja bajki Walta Disneya z 1991 roku. Przez aktorów odgrywane są dokładnie takie samie sceny, a wszystkie piosenki znane są z oryginału. Po ogromnym sukcesie, jaki film odniósł na całym świecie, w Internecie zaroiło się od zapowiedzi realizacji fabularnych wersji popularnych bajek. Wśród tych, które zostały potwierdzone już na 100% jest m.in. „Król Lew”, „Alladyn”, „Dumbo” czy „Mulan”. W zeszłym roku w kinach gościła „Księga dżungli” również zrealizowana na podstawie disneyowskiej animacji. Bajki popularne jakiś czas temu, dzisiaj okazują się być niewyczerpanym źródłem scenariuszy filmowych.

landscape-1478512906-beauty-and-the-beast-movie

Nagrywanie aktorskich bajek to jedna strona medalu. Z drugiej są wszelkiego rodzaju remake, sequele i prequele… Może najpierw wyjaśnię krótko tych kilka filmowych terminów. Remake to nowa wersja filmu, która jednak zachowuje historię, bohaterów, całą fabułę (jak właśnie wspomniana „Piękna i bestia”). Sequel to druga część filmu. Skupia się ona na dalszych losach bohaterów lub rozwija już znane wątki (np. „Matrix: Reaktywacja”). Prequel opowiada historię, która wydarzyła się przed pierwszą częścią (np. „Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć” dziejące się przed wydarzeniami znanymi z serii o Harrym Potterze). Jest jeszcze reboot, który ignoruje poprzednie odsłony filmu, czy całej serii i przedstawia bohaterów i wydarzenia na nowo (np. „Batman: Początek”).  Wspomnę jeszcze o spin-offie, czyli kontynuacji losów jednego z bohaterów, który otrzymuje swój własny film (spotykane chyba najczęściej w świecie adaptacji komiksów np. „Wonder Woman” czy „Thor”). Uzbrojeni w taką wiedzę filmową możemy ruszać dalej 🙂

Star-Wars-The-Force-Awakens-will-stream-only-on-Canadian-Netflix-in-2016

Na naszych ekranach gości „XXX: Reaktywacja” z Vinem Diselem (pierwsza część miała premierę w 2002 roku), „T2: Trainspotting” Danny’ego Boyla (pierwsze spotkanie z bohaterami było w 1996 roku), „Kong: Wyspa Czaszki” (ostatni film o King Kongu nakręcił w 2005 roku Peter Jackson), a niedawno oglądaliśmy kolejne części „Gwiezdnych Wojen” („Przebudzenie Mocy” to sequel, a „Łotr 1” to prequel i spin-off w jednym – oczywiście mówimy tu w odniesieniu do „Nowej nadziei”). Wkrótce będziemy mieli okazję obejrzeć takie tytuły jak „Spiderman: Homecoming” (przykład rebootu – poprzednia część z innymi aktorami miała miała miejsce w 2012 roku), „Blade Runner 2049” z Ryanem Goslingiem (poprzedni film jest z 1982 roku) oraz „Jumanji” z Dwaynem Johnsonem (chyba niewiele jest osób, które nie widziały oryginału z 1995 roku z genialnym Robbinem Williamsem). Aha, gdybyście nie wiedzieli to pan Johnson gra też w nowej kinowej wersji kultowego „Słonecznego patrolu”… Uff, sporo tego. A zwróćcie uwagę, że skupiłam się tylko na filmach, które powracają do kin (w różnej formie) po wielu latach, bo jeżeli chodzi o klasyczne kontynuacje i kolejne części popularnych współczesnych serii, to będzie tego o wiele, wiele więcej (chociażby kolejni „Piraci z Karaibów”, „Szybcy i wściekli”, „Thor”, „Strażnicy Galaktyki” czy „Transformers”). Wygląda na to, że w Hollywood okres 10 lat to cała epoka i wszystko, co wydarzyło się przed nią jest już przestarzałe, niewarte uwagi i potrzebuje „odświeżenia”.

maxresdefault

A co się będzie działo w najbliższej przyszłości? Ostatnio gruchnęła wiadomość, że powstaje nowa wersja „Człowieka z blizną” (w oryginale Briana de Palmy z 1983 główną rolę grał Al Pacino). Tym razem tytułową rolę ma zagrać Diego Luna. Mnie zelektryzowała wiadomość, że na ekrany powróci… Gladiator! Nie wiadomo jednak, jak to się stanie – czy bohater Russella Crowa zostanie wskrzeszony (co byłoby całkowitym nieporozumieniem), czy też pod tym tytułem zostaną pokazane losy innych znanych z filmu bohaterów. Ridley Scott po kilku latach powrócił do Obcego i w 2012 roku premierę miał „Prometeusz” (doskonały przykład prequela), a w maju będziemy oglądać ciąg dalszy tej historii. Ale to jeszcze nie koniec nowin. Czytałam, że trwają prace nad kolejną częścią Matrixa. Podobno rodzeństwo Wachowskich nie będzie brało udziału w projekcie i nie wiadomo jeszcze, o czym będzie film, ale że powstanie jest raczej pewne. No i nie zapominajmy o kolejnych częściach „Avatara”, do których zdjęcia mają ruszyć lada moment (pierwsza część jest z 2009 roku, ale tu trzeba wspomnieć, że James Cameron od samego początku mówił o nakręceniu kilku części).

Czemu o tym wszystkim piszę? Bo trochę jest to dla mnie niepokojące. Patrząc na filmowe zapowiedzi napływające do nas z USA, można dojść do wniosku, że w Hollywood skończyły się pomysły na nowe filmy. Oczywiście główną przyczyną jest tak naprawdę chęć przyciągnięcia do kin kolejnych pokoleń widzów, a co za tym idzie zarobienia sporych pieniędzy. Producenci liczą na to, że starsi widzowie pójdą na nową wersję / kontynuację z sentymentu, a młodsi z ciekawości. I tak się ten interes kręci. Można zapytać – a co w tym złego? Widzowie mają co oglądać, aktorzy mają w czym grać, kina mają co puszczać – wszyscy są zadowoleni. Ja odnoszę jednak wrażenie, że na tej liście zadowolonych na ostatnim miejscu tak naprawdę znajdują się widzowie, zwłaszcza ci, którzy pamiętają poprzednią „epokę”. Zgadzam się z tym, że obecna technika pozwala zrobić filmy perfekcyjne pod względem wizualnym, że filmowcy mają środki i rozwiązania, którymi nie dysponowali jeszcze 20 lat temu. Ale czy to sprawia, że filmy sprzed lat są gorsze? Że mają słabszych bohaterów, scenariusze? Absolutnie nie, bo mają coś innego, czego brakuje wielu dzisiejszym produkcjom – prawdziwą magię kina. Uwielbiam „Star Warsy” z 1977 roku i nie wyobrażam sobie, żeby kiedyś mógł powstać remake tego filmu, mimo, że na efekty specjalne patrzy się teraz z lekkim uśmiechem. To samo tyczy się bajek, które stanowiły ogromną część naszego dzieciństwa. Moje najpiękniejsze bajkowe wspomnienia przypadają na lata 90., gdy wśród animacji królował niepodzielnie Walt Disney. „Król Lew” był pierwszym filmem, który obejrzałam w kinie i byłam nim całkowicie zachwycona i w nim zakochana. Ta bajka do dzisiaj robi ogromne wrażenie i jestem przekonana, że wciąż oglądają ją kolejne pokolenia dzieci. Po co więc poprawiać coś bardzo dobrego?

the-lion-king-image

Ostatnio razem z Dzióbkowskim postanowiliśmy obejrzeć najnowszą odsłonę popularnego serialu z lat 90. „Z Archiwum X”. Serial miał niesamowity klimat, będąc młodsza oglądałam go z siostrą z szeroko otwartymi oczami, a z gazet wycinałyśmy wszelkie wzmianki o Gillian Anderson i Davidzie Duchovnym, którzy byli wtedy naszymi ulubionymi aktorami. „The X-Files” nadawane było w latach 1993 – 2002 i ostatni sezon pozostawił kilka kwestii otwartych. Okazuje się, że moda na dopowiadanie historii dotarła także do telewizji, ponieważ po 14 latach twórcy zdecydowali się powrócić do agentów Scully i Muldera. I muszę z wielką przykrością powiedzieć, że nie do końca był to udany powrót. Na początku należy wspomnieć, że tak naprawdę to bardziej miniserial, ponieważ składa się raptem z sześciu odcinków. Z plusów można wymienić dobry klimat opowieści, jeden zabawny odcinek (naprawdę niezła komedia) i ogromną autoironię bohaterów. Nie boją się wspominać o tym, że się zestarzeli, że okoliczności i sposoby pracy zmieniły się (rozwój technologii) i potrafią z lekką ironią żartować ze swoich charakterów, które zostały im przypisane od pierwszego sezonu. Fajnie było też zobaczyć prawie całą znaną ekipę – oprócz dwojga głównych bohaterów, także Skinnera i Palacza. Muszę także przyznać, że poczułam ciarki na plecach, gdy usłyszałam charakterystyczną melodię otwierającą serial i zobaczyłam czołówkę (wciąż ta sama!). Ale poza tym główna oś historii, a więc porwań przez obcych i rządowego programu, który chce to ukryć, mając w tym jakiś ukryty cel, została niestety niebezpiecznie „spłaszczona” i pozbawiona ikry i tajemnicy. Nie zdradzę Wam, jak się serial kończy (chociaż wiele wskazuje na to, że będzie kolejny sezon), ale nas to zakończenie rozczarowało. Po pojawieniu się napisów na ekranie ze zdziwieniem zadaliśmy sobie pytanie – „to już wszystko?”.

x-files-2016-trailers-preview

Jak więc widać, nie wszystkie powroty do znanych historii wychodzą na dobre. Nie chcę tym wpisem powiedzieć, że według mnie wszelkiego rodzaju sequele czy remake są złe i niepotrzebne. Część z nich na pewno będzie (lub już jest) bardzo dobra i obejrzymy je z przyjemnością. Kilka z tytułów, o których wspominałam wyżej mam zapisane na liście do koniecznego zapoznania się – trochę z ciekawości, trochę z sympatii do poprzedniej wersji, trochę z chęci przekonania się, czy można zrobić coś inaczej. Nie zmienia to jednak faktu, że gdy pojawiają się kolejne zapowiedzi takich „odświeżanych” historii pierwsze co przychodzi mi do głowy to producenci liczący pieniądze w zaciszu swoich hollywoodzkich posiadłości… Jednak gdzieś w głębi mojego filmowego serca mam nadzieję, że tak nie jest. Jedyna nadzieja w filmach, które mogą wybronić się same, jeżeli będziemy je oglądać z przyjemnością.

A co Wy o tym myślicie? Lubicie nowe wersje znanych filmów? 

Asia B&B

5 uwag do wpisu “Ale to już było… Czyli, co kręcą w Hollywood

  1. Obrotowy Miś

    Heh, ja dodam tylko od siebie że to samo dzieje się w świecie gier, choć ta Muza jest zdecydowanie młodsza niż filmowa. Mnóstwo sequeli, remasterów, odgrzewanych kotletów, a jak się od czasu do czasu pojawi jakaś nowa marka to normalnie święto w lesie. Cóż tutaj i tam chyba po prostu działa prawda, że najchętniej sięgamy po coś co już znamy i co jest sprawdzone.
    A nowy „sezon” Archiwum X mi się podobał, nie tak jak oryginalny przed laty, ale na pewno nie mogę powiedzieć, że jest rozczarowaniem. Warto obejrzeć choćby dla genialnego parodystycznego odcinka 3 🙂

    Polubione przez 1 osoba

  2. Moim zdaniem starsze filmy animowane są lepsze od dzisiejszych.. z Disneya bardziej podobają mi się starsze bajki np. Król Lew, Mustang, mój brat niedźwiedź, Mulan czy pocachontas, lecz nowsze bajki takie jak kraina lodu lub vaiana skarb oceanu też się miło ogląda 🙂

    Polubione przez 1 osoba

    1. Ja też uwielbiam te starsze bajki Disneya ❤ Oczywiście wśród współczesnych animacji też trafiają się perełki, jak chociażby "Shrek" (ale tylko pierwsza część), które stanowią pewien przełom w opowiadaniu historii dla dzieci przy jednoczesnym mruganiu okiem do dorosłych widzów 😉

      Polubione przez 1 osoba

  3. Aaah te stare filmy lezka w oku sie kreci. Nie wszystkie nowe sa zle, ale kiedy kreci sie 5,6 czesc tego samego to juz tylko komersja…. coz wszystko wkolo kasy sie kreci. Dobry scenariusz napisac w tym czasie to tez nie lada gradka… bo i pomysly jakby wyczerpane.

    Polubienie

Dodaj komentarz